Ariana dla WS | Blogger | X X

12 mar 2015

jeden

Spotkanie dwóch osobowości przypomina kontakt dwóch substancji chemicznych: jeżeli nastąpi jakakolwiek reakcja, obie ulegają zmianie.
Carl Gustav Jung

— Poddaję się! — wykrzyknęła rozbawiona, właściwie niemal przez łzy, które były wynikiem długiego, nieustannego śmiechu wywołanego łaskotkami. Z jednej strony nienawidziła tego, jak moje dłonie doprowadzały ją do szału, z drugiej zaś uwielbiała chwile, kiedy palcami niespodziewanie wkradałem się pod materiał koszulki. Niby przez przypadek, niby bez złych zamiarów, ale jednak w tamtych chwilach mogła bez trudu dostrzec na mojej twarzy łobuzerski uśmiech i niepokojący błysk w oku.
Wielokrotnie powtarzała, że uwielbia moje towarzystwo, a jednak czuła się momentami skrępowana. Widziałem to. Mogłem to wyczuć, zbadać każdy napięty mięsień jej ciała, dostrzec cień niepewności w spojrzeniu piwnych oczu. A kiedy przygryzała dolną wargę, musiałem się wycofać. Wtedy kurczyła się, przypominając sobie o słabościach, kompleksach, które były wyimaginowane. Jakby nie czuła się godna mojego towarzystwa, ba, nawet mojego zainteresowania.
Chyba ją kochałem. Nigdy nie sądziłem, że będę gotowy do tego, aby kochać. Moje serce nie biło szybciej, żadne motylki nie latały w wnętrznościach, gorąco nie zalewało twarzy, szaleństwo miłosnych uniesień mnie nie dotykało. Ale chyba ją kochałem. Kochałem w niej to, że wcale nie czuła się lepsza od innych, choć miała do tego prawo. Uwielbiałem w niej to, że czasami się przede mną korzyła, czasami chyba się obawiała, stawała się przy mnie małym, nic nieznaczącym człowieczkiem. Być może nawet robakiem, który mogłem łatwo zgnieść. Chyba ją kochałem.

Cofnąłem ręce, którymi do tej pory wodziłem po materiale ubrań szatynki, docierając do najbardziej czułych na łaskotki miejsc. Leżąc nad nią, uważałem, aby przypadkiem nie przygnieść jej swoim ciężarem, ale w takich sytuacjach tylko z tej perspektywy mogłem nad nią dominować. Lubiłem być silniejszy, mieć władzę, móc ją nieco zastraszyć. Ona o tym wiedziała, dlatego przestała się śmiać. Całe rozbawienie, które nas otaczało – prysło. Zostałem ja. I ona. Ona czekająca na to, co mogłem, ale wcale nie musiałem zrobić.
— Tomek… — szepnęła, właściwie ledwo poruszyła ustami. Musnąłem je opuszką palca wskazującego, kciukiem obrysowałem ich kontur. Górna warga była nieco zbyt duża, nieproporcjonalna. Jeszcze nigdy jej nie pocałowałem.
— Muszę iść — powiedziała głośniej, choć niepotrzebnie. Usłyszałbym nawet szept, mimo tego, że za oknami szalała śnieżyca. Wiatr uderzał w budynek, śnieg ograniczał widoczność. Nikt o zdrowych zmysłach nie wyszedłby w taką pogodę z domu. Nie mogłem jej wypuścić. Gdyby wyszła, mogłaby nie wrócić. Miałem złe przeczucie. Bała się. Zaczęła się bać mnie jeszcze bardziej niż kiedykolwiek.
— Nie patrz tak na mnie. — Prosiła. Ona mnie prosiła. Powinna błagać. Pochyliłem się nad nią, czubkiem swojego nosa dotykając jej czoła. Już z tego miejsca czułem świeży i lekki zapach szamponu. Wybrałem go. Pachniała idealnie.
— Dlaczego musisz iść? — zapytałem. Byłem spokojny. Jak zawsze. Byłem lepszy od innych, zachowywałem rozsądek i zimną krew niemal w każdej sytuacji.
— Jest już późno, obiecałam rodzicom, że razem pojedziemy na zakupy — wytłumaczyła się. Zaakceptowałem to. Nie kłamała. Ona nie potrafiła kłamać. Uśmiechnąłem się. Skinąłem głową, odsunąłem się od niej i wstałem z rozłożonej wersalki, tym samym umożliwiając ucieczkę. Była ostrożna, poruszała się powoli, z uwagą, ale i płochliwością, której pozazdrościć można było tylko sarnie.
— Przyjdziesz jutro, Maja?
— Przyjdę. Siedemnasta?
Skinąłem głową, opierając się o parapety, nie sądziłem, że dziewczyna do mnie podejdzie, że muśnie ustami mój policzek. Nigdy tego nie robiła. Pierwszy raz od początków naszej znajomości, naprawdę mnie zaskoczyła. Nie poruszyłem się, nie dałem po sobie poznać, że coś jest nie tak. Ale coś było.


Siedemnasta następnego dnia nadeszła dość szybko. Podnosząc się z łóżka w okolicach godziny czternastej, zdążyłem ogarnąć niewielkie mieszkanie, podlać kwiatki i wziąć szybki prysznic. Czekałem. Pogoda na dworze poprawiła się tylko trochę, wyglądając przez okno wypatrywałem drobnej sylwetki, ale nie dostrzegłem żadnego przechodnia. Kierując dłoń do policzka pokrytego dwudniowym zarostem, skrzywiłem się.
To było pożegnanie.
Znałem adres Majki. Wiedziałem, gdzie mieszka z rodzicami, młodszym bratem i dwiema suczkami. Uwielbiała rodziców, brata i psy. Ja ich nienawidziłem. Spłycali ją, czynili przeciętną. Nigdy ich nie poznałem, ale widząc duży dom z ogródkiem zasypanym śniegiem wiedziałem, że ich tam nie ma. Furtka była zamknięta, przeskoczyłem ją, zaglądając przez okna odkryłem, że dom jest pusty.
To było jej pożegnanie.
Uciekła. Dotarło to do mnie powoli. Opierając się na niezbyt dobrej znajomości terenu otaczającego dom, skierowałem swoje kroki do miejsca, gdzie powinna być sadzawka. Warstwa śniegu pokrywała niemal wszystko, zrównując teren, ale znalazłem kamień. Ciężki, pasujący do kształtu mojej dłoni. Wybiłem okno. Chciałem jej tylko dać znać, że przede mną się nie ucieka. Nie zostawia się mnie jak niechcianego psa.
To było moje pożegnanie.

7 komentarzy

  1. O kur... tego się nie spodziewałam. Nie nazwę go psycholem, ale widać, że jest chorobliwie zazdrosny i pragnie mieć kogoś na wyłączność. Musiał ją też bardzo osaczać, ograniczać. Z pewnością starał się ją zdominować. Tylko Majka była szatynką, a dziewczyna z prologu jest blondynką - czyżby to były dwie inne osoby, czy przefarbowała włosy? Możliwe, że Tomek znalazł sobie nową ofiarę.

    Poinformuj mnie zaraz gdy dodasz drugi rozdział. Jutro dodam cię do linków polecanych i umieszczę na moim blogu, na stronie głównej w "polecane w tym tygodniu".

    Pozdrawiam:
    sie-nie-zdarza.blogspot.com
    prawdziwa-legenda.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na Twoje pytanie nie odpowiem, bo zdradziłabym część fabuły, ale mogę wspomnieć, że rozdział drugi pojawi się całkiem niedługo. Posty nie będą zbyt długie, ale postaram się, aby były wciągające.

      Dziękuję za takie wyróżnienie u Ciebie na blogu! Z pewnością przy chwili wolnego czasu tam wpadnę. I oczywiście, że będę Cię informować bezpośrednio u Ciebie.

      Pozdrawiam. :)

      Usuń
  2. Niesamowity rozdział. Podobnie jak prolog. I twój styl pisania.
    Czytasz to i masz wrażenie, że przed oczami pojawia ci się tekst jednego z lepszych pisarzy obecnego polskiego rynku książki. Jest wciągająco, tajemniczo i jasno jednocześnie.
    Serio, nie jestem w stanie powiedzieć złego słowa na twoje opowiadanie.
    Wydaje mi się, że ona przed nim nie uciekła. Pewnie tylko się przeprowadzali, a ona bala się mu powiedzieć, bo wiedziała, jaki jest.
    Dodaję do czytanych,
    Chocolate
    czekoladowe-historie.blogspot.com
    Kiedy rozdział 2.?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć,
      dziękuję za miłe słowa. Naprawdę, daje to niesamowitego kopa do pisania!
      Na temat treści opowiadania nie będę się wypowiadać, bo domysły pozostawiam czytelnikom, a wszystko wyjaśni się w swoim czasie. :)
      Rozdział drugi już niebawem, może nawet dzisiaj, a jeśli nie, to na pewno w tym tygodniu.

      Pozdrawiam, raz jeszcze dziękuję za miłe słowa. :)

      Usuń
  3. Witam.
    Gdybym nie była sobą, pewnie zaklaskałabym z uciechy z powodu biegu zdarzeń. Serio. Ale jestem sobą, więc to akurat sobie odpuszczę. Jednak się cieszę. Bardzo.
    Kreujesz świetnych bohaterów. Maja, taka delikatna, niepewna siebie. Tomek - chłopak ze skłonnością do despotyzmu i mimo jego rozsądku, mam wrażenie, że czasem zachowuje się nieobliczalnie. Choć zapewne on doskonale zna przyczyny swojego postępowania.
    Pozdrawiam,
    Roxy

    OdpowiedzUsuń
  4. Cytat świetny. Trafiony. Już na starcie jestem kupiona.
    Końcówki zupełnie się nie spodziewałam. Szczerze mówiąc jestem w szoku. Nie wiem czy przybić piątkę Tomkowi i nienawidzić Mai czy może bać się Tomka i przybić piątkę Mai.
    Cokolwiek bym jednak nie wybrała - świetny rozdział i naprawdę ciekawa historia.

    OdpowiedzUsuń
  5. Wciąż jestem w zachwycie i płynę na tej samej fali. Zwykle najpierw czytam całość, a potem komentuję, ale... jakoś nie mogę się powstrzymać. Bohaterowie są charakterystyczni, zdarzenia oryginalne. Styl pisania masz naprawdę piękny.
    Doczepię się do przecinków przed imiesłowami - a raczej ich braku. I do samych imiesłowów. „Podnosząc się z łóżka w okolicach godziny czternastej, zdążyłem ogarnąć niewielkie mieszkanie...” To tak jakby podnosił się i ogarniał mieszkanie jednocześnie. Więc albo zamienić współczesny na uprzedni, czyli prawidłowy w tym wypadku, albo... co tam wymyślisz.

    OdpowiedzUsuń