tag:blogger.com,1999:blog-65431804088722207932024-03-06T08:54:56.926+01:00ZA TOBĄamitielhttp://www.blogger.com/profile/10472875585028682833noreply@blogger.comBlogger4125tag:blogger.com,1999:blog-6543180408872220793.post-33784534077463591822015-10-03T20:40:00.000+02:002016-09-22T17:28:17.179+02:00trzy<br /><br />
<blockquote class="tr_bq" style="text-align: justify;">
Ten, który walczy z potworami powinien zadbać, by sam nie stał się potworem. Gdy długo spoglądamy w otchłań, otchłań spogląda również w nas.<br />
<div style="text-align: right;">
<i>Fryderyk Nietzsche</i></div>
</blockquote>
<div style="text-align: right;">
<br /></div>
<div style="line-height: 23px; text-align: justify; text-indent: 50px;">
Czasami uważałem się za artystę. Nie było to nic wielkiego, nagłe uczucie, które dość szybko mijało, ale pozostawiało niedosyt, jakiemu trudno było zaradzić – nigdy nie ukrywałem, że właśnie w takich chwilach byłem najbardziej rozdrażniony i zły na cały świat. Ale chyba najbardziej byłem zły na siebie, na własne niedoskonałości, na poczucie beznadziejności, które otaczało mnie ze wszystkich stron i próbowało wyssać ze mnie całą energię życiową. Jestem przekonany, że chwile, w których czułem się jak artysta, tylko mnie wzmacniały i utwierdzały w przekonaniu, że naprawdę mogę coś zdziałać. Tak, jak wtedy, kiedy mijałem ją na przystanku.</div>
<div style="line-height: 23px; text-align: justify; text-indent: 50px;">
Była piękna, delikatna, nieskażona. Wiedziałem, że pewnie nigdy nie będzie moja. Była zbyt idealna, nawet nie musiałem podchodzić bliżej, żeby tylko zrozumieć, że jest jedną z tych dziewczyn, które nie muszą się starać, żeby do ich stóp padali wszyscy. W tym ja. Nie potrafiłem wyrzucić jej z pamięci nawet wtedy, kiedy wróciłem do mieszkania, kiedy przez kolejne parę dni wegetowałem, chodziłem po mieście i szukałem najmniejszego śladu nieznajomej. Bardziej wyczekiwałem niespodziewanego spotkania z nią niż rozpoczęcia pracy w pubie, choć to pierwsze było zdecydowanie mniej realne. Uśmiechałem się na każdą myśl o dziewczynie z przystanku, a myślałem o niej często, z rozdrażnieniem stwierdzając, że pamiętam coraz mniej szczegółów. Nadal byłem świadomy jej piękna, ale stawała się coraz większą zagadką.</div>
<div style="line-height: 23px; text-align: justify; text-indent: 50px;">
W poniedziałek, parę minut przed dziesiątą pojawiłem się przed budynkiem, z rozgoryczeniem stwierdzając, że Arka jeszcze nie ma. Nie lubiłem osób spóźnialskich, dlatego sam pojawiałem się zawsze wcześniej. Zawsze. Nie pamiętam sytuacji, w której kazałem komuś na siebie czekać. Wyciągnąłem z kieszeni lekkiej kurtki paczkę czerwonych malboro i odpaliłem jednego z nich zapałką, wyrzucając ją pod nogi. Nie uważałem, aby palenie papierosów było czymś złym. Zaciągając się trującą mieszanką, poczułem ulgę, a wszystkie negatywne emocje po prostu gdzieś zniknęły. Oparłem się o kamienny parapet baru, w którym miałem pracować. Przytrzymując szluga w ustach, zerknąłem na zegarek z dużym cyferblatem na nadgarstku. Arek miał jeszcze dwie minuty. Sekundnik szybko i nieubłaganie posuwał się, kreśląc kolejny okrąg. Minuta. </div>
<div style="line-height: 23px; text-align: justify; text-indent: 50px;">
Wtedy usłyszałem wołanie, Arek zdyszany biegł przez rynek, machając do mnie ręką. Chyba też nie lubił się spóźniać. Posłałem mu lekki uśmiech, zaciągając się po raz ostatni i rzuciłem na kamienny deptak niedopalonego papierosa, żeby przygnieść go ciężkim butem. </div>
<div style="line-height: 23px; text-align: justify; text-indent: 50px;">
— Sorry, Tomek — rzucił na wydechu, niemal wypluwając płuca. Grzebał po kieszeniach parki i spodni, najpewniej szukając kluczy. Wyglądał tak, jakby poprzedniej nocy nieźle zabalował, w ogóle nie zdając sobie sprawy z tego, jakie to będzie miało konsekwencje następnego dnia. Nagle poczułem do niego ogromną niechęć. Parę dni temu wyglądał na przyzwoitego i odpowiedzialnego chłopaka, dzisiaj widziałem w nim tylko głupiego studencika. </div>
<div style="line-height: 23px; text-align: justify; text-indent: 50px;">
— Jasne — odpowiedziałem po chwili, a kiedy w końcu udało mu się otworzyć drzwi, wszedłem za nim. Aby nie myśleć o tym, że chętnie potrząsnąłbym tym frajerem, skupiłem się na nieznajomej, usilnie starając się odtworzyć każdy, nawet najmniejszy fragment jej twarzy z dnia, kiedy ją zobaczyłem po raz pierwszy. I miałem nadzieję, że nie po raz ostatni.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="line-height: 23px; text-align: justify; text-indent: 50px;">
Do godziny dwudziestej lokal był niemal pusty, pojedynczy klienci lub pary znajomych odwiedzały to miejsce na chwilę i szybko znikali, umawiając się w pospiechu na kolejne spotkania przy piwie. Radziłem sobie nieźle, co jakiś czas słuchałem rad niewyspanego Arka, który cierpiał katusze i prawie przez cały dzień chodził marudny, a mimo to w stosunku do klienteli zachowywał się uprzejmie i posyłał dziewczynom rozbrajające uśmiechy. Starałem mu się w tym dorównać, nie chciałem wyjść na mruka, a ludzie to zauważali i zagadywali. Zadawali pytania, słuchali, ale więcej mówili. Mówili o sobie. O życiu, o kolejnych problemach, o braku kasy, o pierdolonych politykach, o wypadku na pobliskiej autostradzie. Pozwalałem im na to. </div>
<div style="line-height: 23px; text-align: justify; text-indent: 50px;">
Do pubu zaczęło schodzić się więcej ludzi, kelnerki ściągały karteczki z napisem „rezerwacja”, zapraszając tam konkretne osoby. Lawirowały między stolikami, rozdając piwa, zbierając puste kufle i uśmiechając się. Podziwiałem te dziewczyny, ale szybko przestałem rozmyślać o ich gracji, bo w drzwiach pojawiła się ona.</div>
<div style="line-height: 23px; text-align: justify; text-indent: 50px;">
Nieznajoma z przystanku.</div>
<div style="line-height: 23px; text-align: justify; text-indent: 50px;">
Ona.</div>
<div style="line-height: 23px; text-align: justify; text-indent: 50px;">
W przyćmionym, zielonkawym świetle wyglądała niemal magicznie. Otaczały ją dwie koleżanki i cała trójka rozglądała się za wolnym miejscem. Zlekceważyłem mężczyznę, który podszedł do baru uśmiechając się szeroko. Patrzyłem, jak dziewczyna zsuwa z kaptur z głowy. Chyba mnie zauważyła, spojrzała w moją stronę, ale szybko odwróciła głowę jeszcze bardziej, machając. Nie byłem pewny do kogo, ale choć przez chwilę miałem odrobinę nadziei, że macha do mnie, że już mnie lubi, że myśli o mnie dokładnie tak, jak ja o niej. </div>
<div style="line-height: 23px; text-align: justify; text-indent: 50px;">
Była ideałem.</div>
<div style="line-height: 23px; text-align: justify; text-indent: 50px;">
Moim ideałem, za którym miałem prawo tęsknić i myśleć w każdej wolnej chwili. Być może… być może wychodziła ze mnie dusza romantyka, choć już nie raz i nie dwa słyszałem od matki, że źle oceniam tę cechę charakteru. Romantyzm powinien być zaletą, a według matki była u mnie wadą. Podobno odziedziczoną po mężczyźnie, o którym wspomniała dwa razy w życiu. Suka. </div>
<div style="line-height: 23px; text-align: justify; text-indent: 50px;">
Nieznajoma uśmiechała się szeroko i dopiero po chwili zorientowałem się do kogo macha. Arek, jak głupi, stał i szczerzył do niej zęby, jakby zupełnie zapominając o dzisiejszym złym samopoczuciu. Miałem ochotę mu przywalić, ale zdrowy rozsądek wygrał z uczuciami — musiałem wymyśli plan.</div>
<div style="line-height: 23px; text-align: justify; text-indent: 50px;">
— Arek… — zacząłem, powoli podchodząc do nowego przyjaciela z pracy.</div>
<div style="line-height: 23px; text-align: justify; text-indent: 50px;">
Los mi sprzyjał. </div>
<div>
<br /></div>
amitielhttp://www.blogger.com/profile/10472875585028682833noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-6543180408872220793.post-92045368193943898812015-03-26T14:51:00.002+01:002015-03-26T15:17:23.469+01:00dwa<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<blockquote class="tr_bq" style="text-align: justify;">
Każdy samotnik, choćby się zaklinał, że tak nie jest, pozostanie samotny nie dlatego, że lubi, ale dlatego, że próbował stać się częścią świata, ale nie mógł, bo doznawał ciągłych rozczarowań ze strony ludzi.<br />
<div style="text-align: right;">
<i>Jodi Picoult</i></div>
</blockquote>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="line-height: 23px; text-align: justify; text-indent: 50px;">
Przyglądałem się zdjęciu, które było po prostu zwyczajne. Kolory nie zachwycały, zbyt blade, kontrast zbyt mocny. Amatorszczyzna. Ale jej oczy… Jej oczy były tym, czego szukałem przez ostatni tydzień. Tęskniłem za śmiechem Mai, za jej usteczkami, włosami i zapachem. Tęskniłem za dziewczyną, którą modelowałem, która była podatna i uległa. Była niemal idealna. Uciekła, zostawiając mnie samego z karteczką niedużego formatu. Wpatrywałem się w jej oczy, które przez zabiegi w programie graficznym straciły na swoim blasku, ale nadal były piękne. O kształcie migdałów, teraz w nijakim kolorze. To była moja Maja. </div>
<div style="line-height: 23px; text-align: justify; text-indent: 50px;">
Minęły już dwa miesiące, odkąd uciekła. Luty powoli zbliżał się ku końcowi, a po śniegu i chłodnych dniach nie zostało niemal nic. Ludzie korzystali z cieplejszych chwil, porzucając kurtki i szaliki, w efekcie czego za tydzień będą skarżyć się na przeziębienia, wirusy i opowiadać bajki o niestworzonych epidemiach. Ja byłem ostrożny. Nadal owijałem szyję ciemnym szalikiem i zarzucałem na ramiona skórzaną kurtkę. </div>
<div style="line-height: 23px; text-align: justify; text-indent: 50px;">
Siedziałem na wysokim barowym stołku, składając zdjęcie w ten sam sposób co zawsze, wzdłuż linii, które świadczyły o tym, że zdecydowanie zbyt często je rozkładałem, aby móc spojrzeć na Maję. Co jakiś czas obserwowałem przechodniów, których nie było mało. Rynek o tej porze dnia należał raczej do najludniejszych miejsc w mieście. I większość z nich kurtki trzymała w dłoniach, a dzieciaki wracające wcześniej ze szkoły beztrosko wymachiwały szalikami. </div>
<div style="line-height: 23px; text-align: justify; text-indent: 50px;">
— Zaraz przyjdzie — powiedział krótko wysoki, ale chuderlawy chłopak. Nie wyglądał na starszego ode mnie, mógł mieć co najwyżej dwadzieścia trzy lata, a pracę w pubie traktować jako robotę dorywczą, ułatwiającą żywot studenta. W odpowiedzi skinąłem głową, zdjęcie wkładając do wewnętrznej kieszeni kurtki. </div>
<div style="line-height: 23px; text-align: justify; text-indent: 50px;">
— Podać coś do picia? — spytał, kręcąc się za barem, jakby w ogóle nie miał pojęcia, co ze sobą zrobić. Przy dwóch stolikach siedziały pary znajomych. Poza tym, lokal był pusty. Miałem ochotę na ciemne, irlandzkie piwo, ale wiedziałem, że nie mogę. Pokręciłem przecząco głową, ale barman był zbyt zajęty składaniem ścierki i nawet nie dostrzegł mojej odmowy.</div>
<div style="line-height: 23px; text-align: justify; text-indent: 50px;">
— Nie, dzięki — odpowiedziałem, drapiąc się po policzku. Wyczułem po palcami szorstość dwudniowego zarostu. Nie wiedziałem, czy płakać, czy się cieszyć. Niegdyś codziennie goliłem się przed lustrem, doskonale wiedząc, że Maja nie lubi zarośniętych mężczyzn. Ale Mai nie było. Mogłem robić to, co mi się żywnie podobało. Mogłem zapuścić nawet brodę do kostek. </div>
<div style="line-height: 23px; text-align: justify; text-indent: 50px;">
— Tomasz Skrzynecki? </div>
<div style="line-height: 23px; text-align: justify; text-indent: 50px;">
Poderwałem się na dźwięk damskiego głosu. Spodziewałem się pana menadżera, nie wysokiej, szczupłej, farbowanej na rudo okularnicy. Włosy miała obcięte krótko, wygolone przy karku, dłuższe przy policzkach. </div>
<div style="line-height: 23px; text-align: justify; text-indent: 50px;">
Była ładna, ale nie w typowy sposób, miała podłużną twarz, mocno podkreślone brwi, zgrabny nosek i mocno zarysowane kości policzkowe. Wyglądała jak kobieta, która wie, czego chce i nie boi się do tego dążyć. Poruszała się płynnie, niemal sunęła na niebotycznie wysokich obcasach. Mogłaby onieśmielać. Z pewnością onieśmielała te bardziej nieśmiałe dziewczyny, szare myszki, ale zdecydowanie nie była łatwą w obróbce gliną. Była kamieniem, szlachetnym, twardym, ale na pewno miała też pęknięcia. O dziwo, nabrałem ochoty, aby je odszukać.</div>
<div style="line-height: 23px; text-align: justify; text-indent: 50px;">
Skinąłem głową, potwierdzając tym swoją tożsamość. W wysokich obcasach niemal dorównywała mi wzrostem, wyciągnęła w moją stronę dłoń. Krótko obcięte paznokcie pomalowała ciemnoczerwonym lakierem. Uścisnąłem ją, wyczuwając chłód, który idealnie współgrał z jej jasną karnacją. </div>
<div style="line-height: 23px; text-align: justify; text-indent: 50px;">
— Roksana Malek, jestem menadżerem. Możemy usiąść przy stoliku? Obiecuję, że nie będę cię długo przytrzymywać — mówiła dosyć głośno, błyskając zębami w subtelnym uśmiechu. Trudno było jej się oprzeć. </div>
<div style="line-height: 23px; text-align: justify; text-indent: 50px;">
Gdy siedzieliśmy przy stoliku, przestałem studiować jej sylwetkę i twarz. Z zielonoszarych oczach nie mogłem dopatrzyć się niczego, co by mnie mogło do niej przyciągnąć. Była atrakcyjna, a ja chciałem poznać tylko jej słabości. Zniszczyć ją. Nie mogła być chodzącym ideałem. Zbyt perfekcyjne i silne kobiety rujnowały ten świat. </div>
<div style="line-height: 23px; text-align: justify; text-indent: 50px;">
— Ta rozmowa powinna być tylko formalnością. Rozumiem, że jesteś dyspozycyjny siedem dni w tygodniu? Nigdzie się nie uczysz, nie masz drugiej pracy? — spytała, opuszką palca sunąc po kartce z moim CV.</div>
<div style="line-height: 23px; text-align: justify; text-indent: 50px;">
— Szukam stałej pracy, z dyspozycyjnością nie będzie problemu. Byłem barmanem już w trzech miejscach w czasie studiów…</div>
<div style="line-height: 23px; text-align: justify; text-indent: 50px;">
— Których nie ukończyłeś? </div>
<div style="line-height: 23px; text-align: justify; text-indent: 50px;">
Weszła mi w zdanie, przerwała wypowiedź, do której przygotowywałem się całe dwa dni w oczekiwaniu na zaproszenie na rozmowę. Uniosłem brwi ku górze, zdając sobie sprawę, że chyba jej nie polubię. Była pyskata, pewnie nieco zadufana w sobie. </div>
<div style="line-height: 23px; text-align: justify; text-indent: 50px;">
— Których nie ukończyłem, ale chyba nie potrzebujecie osób z licencjatem do nalewania piwa i polerowania kufli? </div>
<div style="line-height: 23px; text-align: justify; text-indent: 50px;">
Uśmiechnęła się. W ten drapieżny, nieco sukowaty sposób. Tak, z takim uśmiechem było jej zupełnie do twarzy. Przypomniałem sobie o Majce. Zupełnym przeciwieństwie typowej zołzy siedzącej naprzeciwko mnie. Sięgnąłem do wewnętrznej kieszeni kurtki, a kiedy wyczułem pod palcami fakturę papieru, uspokoiłem się. </div>
<div style="line-height: 23px; text-align: justify; text-indent: 50px;">
— Co powiesz na miesięczny okres próbny od poniedziałku? — spytała, gładząc teraz palcami kalendarzyk, który wcześniej położyła na blacie stolika. Skinąłem głową. Znalazła w kalendarzu odpowiednią stronę i zapisała tam moje nazwisko. </div>
<div style="line-height: 23px; text-align: justify; text-indent: 50px;">
— Godzina dziesiąta, Arek będzie na ciebie czekał albo już w środku, albo złapiecie się przed lokalem. — Odwróciła się i wskazała dłonią na młodego chłopaka za barem. — Na razie nie damy ci kluczy, dlatego będziesz uzależniony od niego. </div>
<div style="line-height: 23px; text-align: justify; text-indent: 50px;">
Wstała, wyciągnęła znowu w moją stronę dłoń. Uścisnąłem ją, nieco mniej ochoczo niż za pierwszym razem. </div>
<div style="line-height: 23px; text-align: justify; text-indent: 50px;">
— Do zobaczenia, w poniedziałek przygotuję wstępną umowę. </div>
<div style="line-height: 23px; text-align: justify; text-indent: 50px;">
I odeszła, zatrzymując się tylko przy barze, aby zamienić z Arkiem parę słów. Skinąłem mu głową, kiedy na mnie spojrzał i wyszedłem. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="line-height: 23px; text-align: justify; text-indent: 50px;">
W drodze do mieszkania, mijałem wiele osób. Ale moją uwagę przykuła zmachana, rozczochrana dziewczyna, której uciekł autobus. Była śliczna, nieco rozczarowana, ale wcale nie wydawała się być zła. Stałem po drugiej stronie ulicy, a kiedy mnie dostrzegła – uśmiechnęła się. Nie mogłem odpowiedzieć tym samym. Spóźniła się, a ja momentalnie wściekłem się na kierowcę, który nawet nie pomyślał o tym, żeby na nią zaczekać. Ja bym zaczekał. Była piękna. Ruszyłem przed siebie, wsuwając dłonie do kieszeni skórzanej kurtki, ona zaś usiadła na jednej z wolnych ławek, wyciągając z kieszeni telefon. Kątem oka dostrzegłem, że zamiast interesować się pijackimi występami nieopodal, wsadziła słuchawki do uszu, przymykając powieki.</div>
<div style="line-height: 23px; text-align: justify; text-indent: 50px;">
Zatrzymałem się. Musiałem powstrzymać się z całych sił, aby do niej nie podbiec, żeby nie złapać jej za ramiona i do siebie przyciągnąć. Była podobna do Mai, ale miała jaśniejsze włosy i pogodniejszą twarz. Była czystym płótnem, które pragnąłem mieć. </div>
amitielhttp://www.blogger.com/profile/10472875585028682833noreply@blogger.com19tag:blogger.com,1999:blog-6543180408872220793.post-68241095595252967692015-03-12T12:41:00.000+01:002015-03-26T14:48:45.901+01:00jeden<blockquote class="tr_bq">
<div style="text-align: justify;">
<i>Spotkanie dwóch osobowości przypomina kontakt dwóch substancji chemicznych: jeżeli nastąpi jakakolwiek reakcja, obie ulegają zmianie. </i></div>
<span style="font-family: Arial,Helvetica,sans-serif;"><span style="font-size: xx-small;">Carl Gustav Jung</span></span></blockquote>
<br />
<div style="line-height: 23px; text-align: justify; text-indent: 50px;">
— Poddaję się! — wykrzyknęła rozbawiona, właściwie niemal przez łzy, które były wynikiem długiego, nieustannego śmiechu wywołanego łaskotkami. Z jednej strony nienawidziła tego, jak moje dłonie doprowadzały ją do szału, z drugiej zaś uwielbiała chwile, kiedy palcami niespodziewanie wkradałem się pod materiał koszulki. Niby przez przypadek, niby bez złych zamiarów, ale jednak w tamtych chwilach mogła bez trudu dostrzec na mojej twarzy łobuzerski uśmiech i niepokojący błysk w oku.</div>
<div style="line-height: 23px; text-align: justify; text-indent: 50px;">
Wielokrotnie powtarzała, że uwielbia moje towarzystwo, a jednak czuła się momentami skrępowana. Widziałem to. Mogłem to wyczuć, zbadać każdy napięty mięsień jej ciała, dostrzec cień niepewności w spojrzeniu piwnych oczu. A kiedy przygryzała dolną wargę, musiałem się wycofać. Wtedy kurczyła się, przypominając sobie o słabościach, kompleksach, które były wyimaginowane. Jakby nie czuła się godna mojego towarzystwa, ba, nawet mojego zainteresowania.</div>
<div style="line-height: 23px; text-align: justify; text-indent: 50px;">
Chyba ją kochałem. Nigdy nie sądziłem, że będę gotowy do tego, aby kochać. Moje serce nie biło szybciej, żadne motylki nie latały w wnętrznościach, gorąco nie zalewało twarzy, szaleństwo miłosnych uniesień mnie nie dotykało. Ale chyba ją kochałem. Kochałem w niej to, że wcale nie czuła się lepsza od innych, choć miała do tego prawo. Uwielbiałem w niej to, że czasami się przede mną korzyła, czasami chyba się obawiała, stawała się przy mnie małym, nic nieznaczącym człowieczkiem. Być może nawet robakiem, który mogłem łatwo zgnieść. Chyba ją kochałem.</div>
<br />
<div style="line-height: 23px; text-align: justify; text-indent: 50px;">
Cofnąłem ręce, którymi do tej pory wodziłem po materiale ubrań szatynki, docierając do najbardziej czułych na łaskotki miejsc. Leżąc nad nią, uważałem, aby przypadkiem nie przygnieść jej swoim ciężarem, ale w takich sytuacjach tylko z tej perspektywy mogłem nad nią dominować. Lubiłem być silniejszy, mieć władzę, móc ją nieco zastraszyć. Ona o tym wiedziała, dlatego przestała się śmiać. Całe rozbawienie, które nas otaczało – prysło. Zostałem ja. I ona. Ona czekająca na to, co mogłem, ale wcale nie musiałem zrobić. </div>
<div style="line-height: 23px; text-align: justify; text-indent: 50px;">
— Tomek… — szepnęła, właściwie ledwo poruszyła ustami. Musnąłem je opuszką palca wskazującego, kciukiem obrysowałem ich kontur. Górna warga była nieco zbyt duża, nieproporcjonalna. Jeszcze nigdy jej nie pocałowałem. </div>
<div style="line-height: 23px; text-align: justify; text-indent: 50px;">
— Muszę iść — powiedziała głośniej, choć niepotrzebnie. Usłyszałbym nawet szept, mimo tego, że za oknami szalała śnieżyca. Wiatr uderzał w budynek, śnieg ograniczał widoczność. Nikt o zdrowych zmysłach nie wyszedłby w taką pogodę z domu. Nie mogłem jej wypuścić. Gdyby wyszła, mogłaby nie wrócić. Miałem złe przeczucie. Bała się. Zaczęła się bać mnie jeszcze bardziej niż kiedykolwiek.</div>
<div style="line-height: 23px; text-align: justify; text-indent: 50px;">
— Nie patrz tak na mnie. — Prosiła. Ona mnie prosiła. Powinna błagać. Pochyliłem się nad nią, czubkiem swojego nosa dotykając jej czoła. Już z tego miejsca czułem świeży i lekki zapach szamponu. Wybrałem go. Pachniała idealnie. </div>
<div style="line-height: 23px; text-align: justify; text-indent: 50px;">
— Dlaczego musisz iść? — zapytałem. Byłem spokojny. Jak zawsze. Byłem lepszy od innych, zachowywałem rozsądek i zimną krew niemal w każdej sytuacji. </div>
<div style="line-height: 23px; text-align: justify; text-indent: 50px;">
— Jest już późno, obiecałam rodzicom, że razem pojedziemy na zakupy — wytłumaczyła się. Zaakceptowałem to. Nie kłamała. Ona nie potrafiła kłamać. Uśmiechnąłem się. Skinąłem głową, odsunąłem się od niej i wstałem z rozłożonej wersalki, tym samym umożliwiając ucieczkę. Była ostrożna, poruszała się powoli, z uwagą, ale i płochliwością, której pozazdrościć można było tylko sarnie. </div>
<div style="line-height: 23px; text-align: justify; text-indent: 50px;">
— Przyjdziesz jutro, Maja? </div>
<div style="line-height: 23px; text-align: justify; text-indent: 50px;">
— Przyjdę. Siedemnasta? </div>
<div style="line-height: 23px; text-align: justify; text-indent: 50px;">
Skinąłem głową, opierając się o parapety, nie sądziłem, że dziewczyna do mnie podejdzie, że muśnie ustami mój policzek. Nigdy tego nie robiła. Pierwszy raz od początków naszej znajomości, naprawdę mnie zaskoczyła. Nie poruszyłem się, nie dałem po sobie poznać, że coś jest nie tak. Ale coś było. </div>
<br />
<div style="line-height: 23px; text-align: justify; text-indent: 50px;">
<br />
<div style="line-height: 23px; text-align: justify; text-indent: 50px;">
Siedemnasta następnego dnia nadeszła dość szybko. Podnosząc się z łóżka w okolicach godziny czternastej, zdążyłem ogarnąć niewielkie mieszkanie, podlać kwiatki i wziąć szybki prysznic. Czekałem. Pogoda na dworze poprawiła się tylko trochę, wyglądając przez okno wypatrywałem drobnej sylwetki, ale nie dostrzegłem żadnego przechodnia. Kierując dłoń do policzka pokrytego dwudniowym zarostem, skrzywiłem się. </div>
<div style="line-height: 23px; text-align: justify; text-indent: 50px;">
To było pożegnanie. <br />
Znałem adres Majki. Wiedziałem, gdzie mieszka z rodzicami, młodszym bratem i dwiema suczkami. Uwielbiała rodziców, brata i psy. Ja ich nienawidziłem. Spłycali ją, czynili przeciętną. Nigdy ich nie poznałem, ale widząc duży dom z ogródkiem zasypanym śniegiem wiedziałem, że ich tam nie ma. Furtka była zamknięta, przeskoczyłem ją, zaglądając przez okna odkryłem, że dom jest pusty. </div>
<div style="line-height: 23px; text-align: justify; text-indent: 50px;">
To było jej pożegnanie.</div>
Uciekła. Dotarło to do mnie powoli. Opierając się na niezbyt dobrej znajomości terenu otaczającego dom, skierowałem swoje kroki do miejsca, gdzie powinna być sadzawka. Warstwa śniegu pokrywała niemal wszystko, zrównując teren, ale znalazłem kamień. Ciężki, pasujący do kształtu mojej dłoni. Wybiłem okno. Chciałem jej tylko dać znać, że przede mną się nie ucieka. Nie zostawia się mnie jak niechcianego psa. <br />
<div style="line-height: 23px; text-align: justify; text-indent: 50px;">
To było moje pożegnanie. </div>
</div>
amitielhttp://www.blogger.com/profile/10472875585028682833noreply@blogger.com7tag:blogger.com,1999:blog-6543180408872220793.post-41390429081313575222014-11-13T18:48:00.002+01:002014-11-13T18:55:45.381+01:00Prolog<blockquote class="tr_bq">
<div style="text-align: justify;">
<i>Skoro tak niewiele wystarczyło zbuntowanym aniołom, by zmienić żar uwielbienia i pokory w żar pychy i buntu, cóż powiedzieć o istocie ludzkiej? </i></div>
<span style="font-family: Arial,Helvetica,sans-serif;"></span><br />
<div style="text-align: right;">
<span style="font-family: Arial,Helvetica,sans-serif;"><span style="font-size: xx-small;">Umberto Eco</span></span></div>
</blockquote>
<br />
<div style="text-align: justify; text-indent: 50px;">
Była piękna, kiedy uśmiechała się szeroko rozmawiając przez telefon przyciśnięty do ucha. Wełniana, nieco zbyt luźna czapka osuwała się na prawy bok, opadając jednocześnie na czoło, co zdawało się jej w niczym nie przeszkadzać. Nie pamiętam, abym kiedykolwiek widział ją zasmuconą lub niezadowoloną. </div>
<div style="text-align: justify; text-indent: 50px;">
Była piękna, kiedy nieco niezdarnie omijała kałuże pojawiające się na jej drodze. Nie przypominam sobie, aby zwracała wtedy uwagę na to, że ma obłocone i przemoczone buty. Czasami zatrzymywała się na dłużej, wyginała lekko kark, aby upewnić się, czy podeszwa nadal jest na swoim miejscu. Ruszała dalej z uśmiechem, czasami przeskakując przeszkody, innym razem wdeptując w nie z impetem, kiedy śpieszyła na kampus. </div>
<div style="text-align: justify; text-indent: 50px;">
Wypatrzyłem ją pewnej wiosny, kiedy zawiedziona machała za odjeżdżającym autobusem miejskim. Rozpuszczone, sięgające łopatek jasne włosy przypominały w tamtej chwili nieokiełznaną burzę kołtunów. Zaróżowione policzki nie były spowodowane chłodem, a raczej zmęczeniem i przyspieszonym biciem serca. Stałem po drugiej stronie ulicy, a kiedy mnie dostrzegła – uśmiechnęła się. Nie mogłem odpowiedzieć tym samym. Spóźniła się, a ja momentalnie wściekłem się na kierowcę, który nawet nie pomyślał o tym, żeby na nią zaczekać. Ja bym zaczekał. Była piękna już wtedy. Ruszyłem przed siebie, wsuwając dłonie do kieszeni skórzanej kurtki, ona zaś usiadła na jednej z wolnych ławek, wyciągając z torebki telefon. Kątem oka dostrzegłem, że zamiast interesować się pijackimi występami nieopodal, wsadziła słuchawki do uszu, przymykając powieki. Chciałbym móc uwiecznić tę chwilę. </div>
<div style="text-align: justify; text-indent: 50px;">
Teraz miałem tę piękną, zjawiskową twarz przed sobą. Nosem sunąłem po jej czole, z lubością wpatrywałem się w niemal czarne oczy, duże, piękne, w kształcie przypominające migdały. Nie mogłem się nie uśmiechnąć, gdy moje usta przypadkowo trafiły na jej miękkie wargi; nie mogłem uwierzyć w to, że jest moja. Tylko moja. Tak, jak tego pragnąłem. Tak, jak to zaplanowałem.</div>
amitielhttp://www.blogger.com/profile/10472875585028682833noreply@blogger.com9